W dalekiej
krainie, na drugim końcu świata, w czerwonym domku mieszkał okrąglutki, malutki
smok. Smok był kolorowy jak tęcza i mięciutki jak wełna. Godzinami wylegiwał
się na swoim balkonie, dlatego wszyscy nazywali go smokiem Obibokiem.
W poniedziałek jak co dzień rano smok przeciągnął
się (przeciągamy się), ziewnął (ziewamy) i przetarł zaspane oczy (przecieramy
oczy). Rozejrzał się dookoła (buzia szeroko otwarta, czubkiem języka oblizujemy
wargę górną i dolną) i powiedział: „Może by tak ruszyć w świat? Zobaczyć co tam
jest daleko, za tą górą i za rzeką?” No tak, ale jak tu ruszyć w świat, kiedy
ręka, jak i noga Obiboka nie gotowa. Musi najpierw podnieść się i rozruszać
cały grzbiet. Najpierw smok poćwiczył ogon: w górę w dół (buzia otwarta,
czubkiem języka dotykamy raz podniebienia górnego raz dolnego) i w prawo w lewo
(buzia otwarta, czubkiem języka dotykamy kącików ust), wielkie koła zataczały
(buzia otwarta, czubkiem języka oblizujemy wargi). Brzuch poturlał się po ziemi
(czubkiem języka masujemy policzki po wewnętrznej stronie), później plecy
się wygięły (buzia otwarta, czubek języka opieramy o wewnętrzną stronę dolnych
siekaczy, zaś przednią część grzbietu języka lekko unosimy do górnych dziąseł
tak, by boki języka przylegały do wewnętrznej strony górnych zębów). Ręce w
górę się uniosły i machały czując wiosnę (buzia otwarta, czubkiem języka
dotykamy każdego zęba u góry). Smok już poczuł się radośnie (wargi rozciągamy
do uśmiechu) i odetchnął (głęboki wdech i wydech) czując w kościach tchnienie
sił i pełną moc, więc na ziemię zrzucił koc. Po ćwiczeniach jednak takich
brzuch wszczął alarm nie byle jaki. Pobulgotał (bulll, bulll, bulll),
zachichotał (hi, hi, hi, hi), warknął (wrrr, wrr, wrrr), chlipnął (chlip,
chlip, chlip), zamiauczał (miauł, miauł, miauł). Smok nie oparł się tym jękom i
za garczek chwycił ręką. Podjadł troszkę (naśladujemy ruchy żucia) i coś popił
(wciągamy powietrze wargami, jak przy piciu rurką). Po jedzeniu się oblizał
(buzia otwarta, czubkiem języka oblizujemy wargi) i powiada: „No mój smoczku
Obiboczku , czas wyruszać i nie zwlekać, bo już świat tam cały czeka”. I
wyfrunął, bo jak wiecie smoczki skrzydła mają przecież. Lecz ćwiczenia nie
zaszkodzą, bo pokrzepią i odmłodzą.
poniedziałek, 10 lutego 2014
FAJNA BAJKA LOGOPEDYCZNA
W małym miasteczku żyła sobie dziewczynka o imieniu Ania. Pewnego ranka Ania obudziła się i szeroko ziewnęła (ziewamy). Spojrzała na zegarek, który miała na lewej ręce (pokazujemy lewą rękę),
po czym stwierdziwszy, że pora na śniadanie udała się do kuchni.
Kuchnia w domku Ani znajdowała się po lewej stronie długiego
korytarza (dotykamy końcem języka lewego kącika ust). Śniadanie bardzo Ani smakowało (mówimy bardzo wyraźnie: mniam, mniam…), bardzo długo je przeżuwała (udajemy przeżuwanie). Gdy dziewczynka skończyła jeść, pobiegła do swojego pokoju, który znajdował się po prawej stronie korytarza (końcem języka dotykamy prawego kącika ust). Szybko ubrała lewy but (pokazujemy lewą stopę) i prawy but (pokazujemy prawą stopę) i pobiegła na podwórze (tup, tup, tup…) Na podwórku czekał na nią ukochany koń Siwek. Ania ucałowała go (cmokamy) z czego Siwek bardzo się ucieszył (naśladujemy rżenie konia).
Ania postanowiła udać się na przejażdżkę po swojej farmie
i odwiedzić pozostałe zwierzęta. Wsiadła więc na Siwka i ruszyła
przed siebie itd. itp.
To zaledwie krótki fragmencik wymyślonego opowiadania. W dalszej części Ania może jeździć konno po bruku (naśladujemy odgłos końskiego tupotu), przez rzeczkę (chlupanie wody), po moście (np. powtarzamy bach, bach, bach) itd. Może nakarmić swojego Siwka, który będzie przeżuwał (ale np. z otwartymi ustami), odwiedzić inne zwierzęta na farmie (naśladujemy wówczas ich dźwięki) i robić całe mnóstwo innych rzeczy. Chodzi generalnie o to, by wymyślać coś takiego, do czego możemy dopasować jakieś ruchy narządów mowy. Wszelkie parskania, chichotania, cmokania, piania, muczenia, szczekania, syczenia, zwijanie języka w trąbkę, dotykanie czubkiem języka nosa lub brody i wszystko, co tylko przyjdzie do głowy jest w takiej historyjce mile widziane.
To zaledwie krótki fragmencik wymyślonego opowiadania. W dalszej części Ania może jeździć konno po bruku (naśladujemy odgłos końskiego tupotu), przez rzeczkę (chlupanie wody), po moście (np. powtarzamy bach, bach, bach) itd. Może nakarmić swojego Siwka, który będzie przeżuwał (ale np. z otwartymi ustami), odwiedzić inne zwierzęta na farmie (naśladujemy wówczas ich dźwięki) i robić całe mnóstwo innych rzeczy. Chodzi generalnie o to, by wymyślać coś takiego, do czego możemy dopasować jakieś ruchy narządów mowy. Wszelkie parskania, chichotania, cmokania, piania, muczenia, szczekania, syczenia, zwijanie języka w trąbkę, dotykanie czubkiem języka nosa lub brody i wszystko, co tylko przyjdzie do głowy jest w takiej historyjce mile widziane.
Subskrybuj:
Posty (Atom)